No cóż, po urodzinach dzień wcześniej, nie czułem się na siłach wracać do domu na rowerze - czilałtowo przejechałem do Słonic na pociąg, a gdy się okazało, że nie zdążyłem (pociąg był jak na złość na czas), to przejechałem się do Choszczna i tam przy piwku poczekałem na następny.
W samym pociągu też było wesoło z rowerami, ale to już temat na zupełnie oddzielną opowieść ;)
Znowu wypad na fermę - który był jednocześnie świetnym pretekstem, do wypróbowania nowego nabytku, czyli eSeLeRa :) Jechało się naprawdę dobrze, tym razem postanowiłem ominąć jednojezdniową część trasy przed Stargardem i puściłem się przez Kobylankę. Niestety, już za Stargardem miałem kryzys, cukier poleciał mi na łeb na szyję i jechało się później naprawdę słabo... nie wiem, w czym tkwił problem, ale było kiepsko... do tego pod koniec wiatr prosto w pysk. Porażka. Koniec końców - czas był taki sam, jak na giancie...
Ale selerek ogólnie bardzo przyjemny na takie trasy :) Tylko ręce muszą się przyzwyczaić do innego rodzaju kierownicy.