Przybysław - Szczecin, czyli powrót z majówki.
Niedziela, 1 maja 2011
· Komentarze(0)
Kategoria ~100km, Jazda solo, Szosa
Jak się na fermę pojechało rowerem, to głupio by było wracać pociągiem. W piątek było piwko i grill po jeździe, w sobotę też jakieś piwko, ale już delikatnie, żeby nie być zmęczonym w dzień powrotu. No i właśnie w niedzielę przyszedł czas na trasę powrotną. Niestety pogoda była już trochę gorsza - było chłodniej i przez większość trasy pod wiatr. Do tego stopnia, że momentami krzyczałem z frustracji, walcząc z żywiołem i jadąc z dużym wysiłkiem całe 15km/h. Przed Stargardem źle skręciłem i wyjechałem gdzieś na jego obrzeżach, zamiast w centrum, ale jakoś udało mi się połapać gdzie jestem i wrócić na trasę. Dodatkowo, kiedy próbowałem się odnaleźć, załapał mnie deszcz z wielkiej, złowrogo wyglądającej ciemnoszarej chmury. Na szczęście chmurka tylko postraszyła i większość opadu przeszła bokiem.
Nauczony doświadczeniem sprzed dwóch dni, postanowiłem nie jechać tą jednojezdniową częścią trasy zaraz za Stargardem i tym razem pojechać przez Niedźwiedź - na mapie wyglądało to całkiem przyjemnie. Czyli za Stargardem Kobylanka i tam skręt w prawo, wiaduktem na północ od trasy Stargard-Szczecin. Wszystko było świetnie, po drodze jakieś całkiem ładne polskie wioski, droga całkiem równa i przyjemna. Aż do Niedźwiedzia. Za Niedźwiedziem, jak to mówią "there be dragons"... Droga z mapy, okazała się polną dróżką przez las, z około trzydziestocentymetrową warstwą drobnego, luźnego piachu. No nie dało się po tym jechać ni cholery. I tak przez ładnych kilka kilometrów. Po pierwszych trzech szlag mnie trafił i zsiadłem z roweru. Prowadziłem go aż do miejsca, gdzie podłoże było względnie ubite, lub gdzie dało się jechać bokiem po jakiejś trawie. No niestety ta część była bardzo nieprzyjemna i męcząca - więcej tamtędy nie ma co się wybierać ;)
Po dostaniu się na asfalt, poszło już z górki i dojechałem do domu bez dalszych przygód.
Nauczony doświadczeniem sprzed dwóch dni, postanowiłem nie jechać tą jednojezdniową częścią trasy zaraz za Stargardem i tym razem pojechać przez Niedźwiedź - na mapie wyglądało to całkiem przyjemnie. Czyli za Stargardem Kobylanka i tam skręt w prawo, wiaduktem na północ od trasy Stargard-Szczecin. Wszystko było świetnie, po drodze jakieś całkiem ładne polskie wioski, droga całkiem równa i przyjemna. Aż do Niedźwiedzia. Za Niedźwiedziem, jak to mówią "there be dragons"... Droga z mapy, okazała się polną dróżką przez las, z około trzydziestocentymetrową warstwą drobnego, luźnego piachu. No nie dało się po tym jechać ni cholery. I tak przez ładnych kilka kilometrów. Po pierwszych trzech szlag mnie trafił i zsiadłem z roweru. Prowadziłem go aż do miejsca, gdzie podłoże było względnie ubite, lub gdzie dało się jechać bokiem po jakiejś trawie. No niestety ta część była bardzo nieprzyjemna i męcząca - więcej tamtędy nie ma co się wybierać ;)
Po dostaniu się na asfalt, poszło już z górki i dojechałem do domu bez dalszych przygód.